Pisiont groszy?

11:15


Wysiadając dziś z pociągu po długiej podróży, dmuchnęło we mnie niezłym mrozem. Byłem głodny, więc udałem się do najbliższego kebaba. Zimno jak na Syberii, w kolejce przede mną stoi grupka Rosjan, przez chwilę zastanawiałem się, czy nie przespałem stacji. I gdy tak sobie marznę i czekam na moją kolei, słyszę klasyczne: „Przepraszam, nie chciałbym przeszkadzać, nie chcę pieniędzy, ale...”

Złapałem się na tym, że unikam kontaktu wzrokowego w takich sytuacjach. Normalnie jak ktoś do mnie mówi, to patrzę na niego, a w przypadku „Pan-da” rozglądam się wszędzie indziej. I chyba większość z Nas tak robi. Modlimy się, żeby gościu już sobie poszedł i mamy mu za złe, że to z Nas wybrał z tłumu i postawił w tej niekomfortowej sytuacji.

Ale wracając, słucham co się kryje za „nie chcę pieniędzy, ale...”.
Okazało się, że była to ciepła zupka za cztery złote w sklepie tuż obok. I wtedy pierwszy raz spojrzałem na rozmówcę. Rozcierał ręce, wyglądał na trzeźwego. Brudny trochę, ale w stylu zadbanego bezdomnego. Myślę spoko, zupkę Ci kupię. Czekam najpierw na tego swojego kebsa, a gostek dwa metry dalej grzecznie ze mną.  Zaciera te ręce, chucha. Pytam, czy może nie chce kebaba, a ten na to, że nie, wolał by zupkę, bo go fajnie rozgrzeje. Może trafił mi się menel wegetarianin, bo ta zupka była jarzynowa... no nie wiem. Tak czy inaczej przechodzimy kilka metrów i jest sklepik. Zamawiam to danie, płacę dychą i wiem, że jakbym mu kazał zatańczyć za te cztery zeta to by zrobił. Dla miseczki jarzynowej zupki. Zrobiło mi się przykro. Zostawiłem mu resztę i jeśli kupił jednak sobie za to trzy piwa to jest idiotą. Ale mam nadzieję, że nie i zostawił sobie na drugą zupkę.


Z żebrakami jest taki problem, że nigdy nie wiesz. Nie wiesz, czy miał mega pecha, wziął kredyt na operację córki, która i tak zmarła, a bank zabrał mu wszystko inne. Czy może to jeden z tych, który bił słabszych w szkole, był idiotą i nie skończył żadnej szkoły. Z pracy na budowie go wywalali bo kradł i pił. A gdy już opadły siły fizyczne, została ulica.

Mam kilka swoich zasad, które pomagają mi prowadzić selekcję. Pijanym nie daję, kasy nie daję. Ostatnio kupiłem gościowi chleb, pasztet i mleko. Dorzuciłem czekoladę, podobno dla dziecka. Może sam ja zjadł nie ważne, grunt, że strasznie się z niej cieszył. Wyobrażacie sobie taką sytuację życiową, że szczery i serdeczny uśmiech wywołuje u Was posiadanie kanapki z pasztetem i tabliczki czekolady? Studentów nie wliczam.

Kategorycznie jednak nie daję matkom siedzącymi z dzieckiem na ulicy. Przeważnie pieniądze jakie uzbierają, trafią do „alfonsa”. Matki siedzą, co starsze dzieci latają z kubkiem i zaczepiają ludzi, a najstarsi okradają empiki. Widujesz ich w osobno w różnych częściach miasta, a potem wszystkich razem jak liczą „łupy”. Wykorzystywanie dzieci do żebrania do przegięcie pały. Najśmieszniejsze są te z małymi lalkami niemowlaków.

Ten ich biznes się kręci, ponieważ ludzie dają. Dopóki to się opłaca, dopóty te grupy będą działać. Ludzie wrzucają te drobniaki, bo myślą, że pomagają samotnej biednej matce. A tymczasem składają się wszyscy na nowy samochód dla szefa tej ekipy.


Co do samych bezdomnych to staram się tego nie brać osobiście. Różni ludzie, różne historie. Jeśli ktoś sprawia wrażenie, że rzeczywiście zależy mu tej ciepłej zupce za cztery złote, to z chęcią pomogę. Ale jeśli mam wątpliwości, co ktoś zrobi z tymi kilkoma drobnymi, to bez wyrzutów sumienia powiem „nie mam” i odejdę. Dlaczego? Bo nie da się być odpowiedzialnym za cały świat. Może ten od zupki pójdzie po piwo, a ten któremu nie dałem, kupiłby sobie bułkę. Rozważając w domu te wszystkie „a może”, szybko bym oszalał i sam skończył jako bezdomny.


You Might Also Like

0 komentarze